Nie wierzę w to, że ludzie są stworzeni do życia w pojedynkę. Od zarania dziejów, w jakimś celu, organizujemy się w mniejsze lub większe grupy. Nie robimy tego z nudów – robimy to z potrzeby. Jakiej? Na dziesięć zapytanych o to osób, prawdopodobnie każda udzieli innej odpowiedzi. Potrzeba miłości? Potrzeba bezpieczeństwa? Czy potrzeba przynależności? To bez znaczenia – ważne, że jest i żąda tego by ją zaspokoić.
A było to tak – z pokolenia na pokolenie przekazywano kobietom przepis na szczęście i spełnienie mówiąc, że mają czekać aż pojawi się wybranek. Paradoks polegał na tym, że to wybranek wybierał. „Moja ci ona” rzekł któregoś dnia jakiś jegomość i dalej sprawy gładko układały się same. Najpierw, wiadomo, miały czekać na księcia z zamkiem i rzędem koni. Ale z czasem się połapały, że kobiet w kolejce jest więcej niż dostępnych na całym świecie książąt, zamków i koni. Więc nauczyły się obniżać swoje oczekiwania i brać co życie daje.
Wiecie, co jest najgorsze? Że nic się nie zmieniło. No, może tyle, że książę z bajki został zastąpiony facetem w samochodzie. Wartość auta przekracza roczny dochód wszystkich afrykańskich wiosek razem wziętych z willą wyposażoną w basen. A jest to całkowicie niepraktyczne w naszym klimacie. To oczywiście żart. Żartem natomiast nie jest to, że kobiety dalej czekają, bo niezmiennie są tego uczone. Mało która wie na co czeka, czego by tak naprawdę chciała. Jakie ma oczekiwania? Udzielenie odpowiedzi na pytanie o to co da jej szczęście zdaje się być trudniejsze niż przewidzenie pogody nad Bałtykiem w okresie wakacji. Efekt? Kobiety czują się zagubione, samotne i skazane na szeroko pojęte zrządzenie losu.
I podobnie jak kiedyś – pojawia się jeden jegomość, później drugi i dwunasty. Spragniona miłości, akceptacji i szczęścia stara się odnaleźć w nich to co najlepsze. Uwierzyć, że to właśnie ten, który da jej to tajemnicze poczucie szczęścia. Na przestrzeni wieków sprawa się skomplikowała, ponieważ pierwszy dżentelmen nie musi być ostatnim – wszak nauczyłyśmy się, że coś nam jednak może nie pasować. Wciąż na bakier u nas ze szczerością względem siebie samych. Przyznaj, ile razy otwarcie powiedziałaś: nie zgadzam się na to, nie pasuje mi, rezygnuję? A ile razy przymykałaś oko, liczyłaś, że coś w cudowny sposób się zmieni i nastąpi wyczekane „i żyli długo i szczęśliwie”?
Kobiety wciąż boją się głośno mówić o swoich potrzebach (których często nie znają!) i nazywać rzeczy po imieniu. Boją się być kobietami, które podejmują wybór, bo wiedzą, że go mają. Mówią „jeśli nie ten, to inny”, ale traktują te słowa jako względnie pocieszający i dający nadzieję na lepszą przyszłość slogan, niż jako słowa, w które naprawdę wierzą. Tak, to całkowicie zrozumiałe, że do pełni szczęścia może brakować Ci drugiego człowieka, jego towarzystwa i uczucia jakim Cię obdarzy. Pod jednym warunkiem – że nie będzie to ktoś, kto spełni tylko ten jeden warunek – będzie. Nieważne jaki, ale będzie. Tymczasem, kiedy pytam: „jakie masz oczekiwania?” słyszę, że „w zasadzie to już sama nie wiem”. Pytam: „zasługujesz na miłość?”, czytam: „CHYBA tak”. Pytam: „czy potrafisz brać od życia to na co masz ochotę, to czego byś chciała?”, słyszę, że „nie jestem pewna”.
Nie jesteś pewna, bo być może nikt Cię tego nie nauczył i nikt nie pokazał, że masz do tego prawo. I przede wszystkim, że wybranek to ten, którego Ty wybierasz, a nie ten, na którego godzisz się ze strachu, że nic lepszego Cię w życiu nie spotka. Owszem! Kobiety nieustannie próbują przejść od roli wyczekującej na księcia do roli tej, która decyduje o własnym szczęściu. Co z tego wyszło?
Część z nich wciąż pozostała w roli zahukanej księżniczki traktującej mężczyznę jak butlę tlenową, bez której ciężko przeżyć. Część, za namowami krzyczących zewsząd doradców, przeszła na drugą stronę mostu i oznajmiła: ja sama, sama, sama, Ty nie jesteś mi potrzebny, bo ja sama. Ile z tych, które ruszyły naprzód, zastanowiło się, zatrzymało i zdecydowało, że zostaje pośrodku? Niewiele. To te, które stwierdziły: potrafię być sama i mieć dobre życie, ale nie kryję się z tym, że chciałabym z kimś to życie dzielić – na określonych warunkach. To właśnie te kobiety budzą pożądanie. Dlaczego? Bo są pewne siebie i swojej wartości – nie udowadniają tego stając do walki. Wiedzą, że są niezależne – dają jednak mężczyźnie pole do działania i pokazania, że jego wsparcie się liczy. Dając się zdobywać, tak naprawdę biorą to czego same pragną.
Wierzę i wiem, że wkoło jest wielu fantastycznych mężczyzn, którzy potrzebują do pełni szczęścia dokładnie tego, co kobiety. Uwodzenie, flirt, zdobywanie – gdzie to się podziało? Chcieliśmy wszystkiego na już, na teraz, od razu! No to mamy swój niezdrowy miłosny fast food. Czy nam z tym dobrze? Nie. I nie mówię tylko o kobietach, zadałam wiele pytań blisko 3000 mężczyzn – po pierwszych 500 odpowiedziach wiem już, że spoglądam na „ich” świat przez zupełnie inny pryzmat. Niedługo powiem Wam, dlaczego to zrobiłam. Może dlatego, że wierzę w miłość i w to, że jest czymś co daje nam szczęście i poczucie spełnienia. Wierzę też, że zmiana perspektywy, komunikacja i szczerość są fundamentem, na którym buduje się prawdziwe i wartościowe relacje. To wymaga czasu, pracy i odwagi, ale jest bajecznie opłacalną inwestycją.
Tymczasem pytam Cię: czy jesteś kobietą, która zatrzymała się pomiędzy?
Co natomiast zrobić, kiedy uczucie samotności jest już zbyt ciężkie? A przede wszystkim rozpoznać, czy to z tego powodu? Odsyłam do artykułu, który znajdziesz TUTAJ
Z tej samej kategorii
Sprawdź instagrama!
Dołącz do ponad 150 tysięcy osób, zaobserwuj mój profil na Instagramie.